niedziela, 12 maja 2019

Ze Śląska na Pokucie

W styczniu 1946 r. moi Rodzice wraz z dwoma synami bliżniakami opuścili Stanisławów, by znaleźć swoje nowe miejsce do życia w Lublińcu na Śląsku. Bardzo tęsknili za swoją ziemią rodzinną, za przepięknymi krajobrazami Pokucia, za Dniestrem,Stanisławowem, Stryjem i Wojniłowem. Ta tęsknota udzieliła się i mnie. Pragnęłam zobaczyć te strony i moje marzenie ziściło się podczas podróży na Pokucie w dniach 1-5 maja 2019 r.
Wyjazd zorganizował Bartłomiej Jasiński z Krakowa i za pomocą elektronicznych środków komunikacji zaprosił zainteresowanych Kresami uczestników z Polski i zagranicy.
Grupa liczyła 20 osób. 1 maja, po wysłuchaniu Mszy św. w Kościele Św. Floriana w Krakowie, zebraliśmy się na Placu Matejki pod pomnikiem Grunwaldzkim. Po załadowaniu bagaży i zapoznaniu się ruszyliśmy autostradą do przejścia granicznego z Ukrainą w Korczowej. Odprawa trwała około 2 godzin. Po drodze zwiedziliśmy Halicz ( rynek z Ratuszem i pomnikiem władcy Rusi Halickiej króla Daniela, stary żelazny most o długości 312 m -zabytek inżynierii początku XX w., ruiny legendarnego zamku Kazimierza Wielkiego z odbudowaną wieżą szlachecką). O godzinie 20.00 dojechaliśmy do Stanisławowa na smaczną obiadokolację i nocleg w hotelu „Niva”.
Dnia 2 maja po śniadaniu udaliśmy się do Czarnego Lasu w okolice wsi Pawełcze, by pomodlić się i zapalić znicze przy pomniku zamordowanych w sierpniu 1941 r. przez Gestapo Polaków stanowiących trzon polskiej inteligencji w Stanisławowie. Odwiedziliśmy również nekropolię w Demianowskim Lesie z cerkwią, której nie mogliśmy zwiedzić, gdyż trwały prace związane z wypompowywaniem z niej wody. Tam młoda Ukrainka opowiadała nam historię tego miejsca w wydaniu ukraińskim. Następnie udaliśmy się na Cmentarz Sapieżyński, najstarszą na Kresach nekropolię założoną w 1782 r., wyburzoną w 1980 r. a na jej miejscu powstał Park Pamięci oraz wybudowano hotel „Nadzieja”.
W parku jest kwatera starych grobów ( białych krzyży) uczestników obydwu wojen światowych. Znajduje się także kilkanaście starych grobowców oraz nowe groby mieszkańców, którzy zginęli podczas „Majdanu” w Kijowie. Kolejna odwiedzona przez nas nekropolia to funkcjonujący nadal a założony w 1928 r. Cmentarz przy ulicy Kijowskiej „U Spuziaka”. Poszukiwałam tam grobu mego dziadka. Na jednym z nagrobków z 1955r. było w języku ukraińskim wypisane moje rodowe nazwisko, jednak imię było mi nieznane. Po obiedzie wyruszyliśmy na zwiedzanie Stanisławowa dochodząc ulicą Sapieżyńską do Rynku. Obejrzeliśmy piękny Ratusz, gmach „Sokoła”, pomnik Mickiewicza, wiele odnowionych kamienic w centrum miasta. Udaliśmy się do Katedry Ormiańskiej, skąd właśnie wychodził kondukt ślubny. Weszliśmy do Katedry Grekokatolickiej i wysłuchali próby chóru. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie Kolegiata Katolicka, w której był chrzczony mój ojciec. Obecnie jest ona zamieniona na Muzeum Sztuki, w którym odnaleźliśmy dzieła sztuki z innych zniszczonych lub zamienionych na magazyny kościołów. Po obejrzeniu Muzeum Miasta udaliśmy się w kierunku  Pałacu Potockich. Ostatnim punktem programu był Dworzec Kolejowy, który po restauracji prezentuje się imponująco. Zmęczeni ale zadowoleni  wróciliśmy do hotelu na obiadokolację i nocleg.
Dnia 3 maja władowaliśmy nasze bagaże do minibusa i po śniadaniu ruszyliśmy w kierunku Kołomyi. Z okazji naszego święta państwowego i kościelnego odśpiewaliśmy pieśni patriotyczne i maryjne. Po drodze zatrzymaliśmy się w Otynii przed neoromańskim kościołem, dziełem architekta Teodora Talowskiego, zbudowanego w latach 1902-1905. Prawie całe jego przedwojenne wyposażenie zostało przez ludność polską wywiezione do Ligoty koło Wrocławia, gdzie po wojnie osiedlili się mieszkańcy Otyni. Nazwa tej miejscowości wywodzi się od słowa otyniony czyli otoczony (zamek Potockich był otoczony wałem ziemnym). Widzieliśmy tam płytę nagrobną ojca Franciszka Karpińskiego. W1992 r. kościół został zwrócony wiernym, jednak jego wyposażenie jest obecnie bardzo skromne.
Podczas dalszej podróży wysłuchaliśmy historii Kołomyi, która rozwinęła się w związku z odkryciem w pobliżu ropy naftowej. Miasto było ważnym ośrodkiem handlu. Przy wjeździe do Kołomyi zatrzymaliśmy się przy cmentarzu grekokatolickim i zwiedziliśmy należącą do najstarszych budowli tego miasta Cerkiew Zwiastowania NMP. Następnie zajechaliśmy pod hotel „Pisanka”, w którym mieliśmy zarezerwowane noclegi. Ponieważ byliśmy przed czasem rozpoczęcia doby hotelowej rozbiegliśmy się po mieście. Chłonęliśmy atmosferę i urok tego miasta, oczarowani pięknymi budynkami i kamienicami. Po obiedzie rozlokowaliśmy się w hotelu i po krótkim odpoczynku wyruszyliśmy całą grupą na wędrówkę po mieście cesarskim. Bylimy pod ratuszem, zwiedziliśmy Muzeum Historii Miasta Kołomyi, mijając po drodze kilka obiektów ciekawych architektonicznie oraz cerkwi, doszliśmy do cmentarza, z którego wracaliśmy przez Park Miejski z Pomnikiem Mickiewicza i Plac Bohaterów do hotelu. Z zakupionych po drodze produktów przygotowaliśmy wspólną kolację, podczas której radości i humoru nie brakowało.
Rano następnego dnia po śniadaniu poszliśmy na targ zwiedzając po drodze Cerkiew Grekokatolicką pw.Św Józefa. Niektórzy dotarli do Prutu. Po obiedzie grupa się rozdzieliła: 7 osób pojechało do Bohorodycza, 3 osoby do Peczeniżyna oraz 2 do Hołoskowa. Reszta grupy indywidualnie zwiedzała miasto. Byliśmy z mężem w Muzeum Pisanki oraz Muzeum Narodowym Sztuki Ludowej Huculszczyzny i Pokucia. Ekspozycja mieści się w 18 salach i prezentuje artystyczną obróbkę drewna, metali i skóry, garncarstwo, tkactwo dekoracyjne i haft. Przed naszym hotelem odbywał się koncert w wykonaniu różnych zespołów artystycznych w ramach Ogólnokrajowego Festiwalu „Pisanka”. Wysłuchaliśmy występów kilku zespołów i utrwalili je na nagraniach. Poszliśmy jeszcze pod budynek Teatru Dramatycznego i wrócili na kolację, po której opowieściom i emocjom tych, którzy pojechali szukać grobów swoich przodków nie było końca. Radość i emocje udzieliły się wszystkim. Największe wrażenie zrobiła opowieść ze spotkania jednej z uczestniczek wycieczki z żyjącą ponad stuletnią koleżanką jej mamy.
W niedzielę po śniadaniu wyruszyliśmy do Lwowa. Do tej pory pogoda nam dopisywała. Było słonecznie i ciepło. W nocy z soboty na niedzielę zaczął padać ulewny deszcz

We Lwowie kropiło. Od Opery do Pomnika Mickiewicza szliśmy pod parasolami. Przy wyjeździe z miasta mieliśmy poważną awarię busa i musieliśmy przesiąść się do wynajętego busika, który zawiózł nas do Medyki na przejście dla pieszych. Staliśmy w kolejce około 2 godzin. Po przejściu granicy wsiedliśmy do podstawionego, dzięki naszemu kierowcy, autobusu do Krakowa. Po ilości stojących na przejściu samochodów oceniono, że naszym busem odprawa trwałaby 13 godzin. Jak mawiała moja Mamusia: „nie ma nic złego, co by na dobre nie wyszło”. I tak podróż sentymentalna do ziemi przodków zakończyła się 5 maja 2019 r. o godź. 23.30 w miejscu zbiórki.
Podczas wycieczki przeżyliśmy mężem moc wzruszeń. Z Halicza, z którego wywodzi się mój ród, przywiozłam ziemię. W Stanisławowie zobaczyłam dom, który w 1936 r. kupili moi Rodzice i który w 1946 r. musieli opuścić jadąc z Polski do Polski. Ich zdaniem nie była to repatriacja tylko wygnanie. Dziękujemy serdecznie organizatorowi za umożliwienie nam tego oraz za serdeczność i życzliwość typowo kresową. Jego sypane z rękawa na każdą okoliczność dowcipy radowały nasze kresowe serca i przypominały dom rodzinny. Mój ojciec był bardzo wesołym człowiekiem i „brał życie za rogi”. Poznaliśmy tylu ciekawych ludzi. Szkoda, że przebywaliśmy ze sobą tylko pięć dni. Myślę, że nawiązane kontakty zostaną utrwalone w ramach działalności reaktywowanego Towarzystwa Kołomyjan.
 Wspomnienia z podróży dnia 8 maja 2019 r.
spisała Maria (Lila) Krupska.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz