W styczniu 1946
r. moi Rodzice wraz z dwoma synami bliżniakami opuścili Stanisławów, by znaleźć swoje nowe miejsce do życia w
Lublińcu na Śląsku. Bardzo tęsknili za swoją ziemią rodzinną, za przepięknymi krajobrazami Pokucia,
za Dniestrem,Stanisławowem, Stryjem i Wojniłowem. Ta tęsknota udzieliła się i mnie.
Pragnęłam zobaczyć te strony i moje marzenie ziściło się podczas podróży na Pokucie w dniach 1-5
maja 2019 r.
Wyjazd zorganizował Bartłomiej Jasiński z Krakowa i za pomocą elektronicznych środków komunikacji zaprosił zainteresowanych Kresami uczestników z Polski i zagranicy.
Grupa liczyła 20 osób. 1 maja, po wysłuchaniu Mszy św. w Kościele Św. Floriana w Krakowie,
zebraliśmy się na Placu Matejki pod pomnikiem Grunwaldzkim. Po załadowaniu
bagaży i zapoznaniu się ruszyliśmy autostradą do przejścia granicznego z Ukrainą w
Korczowej. Odprawa trwała około 2 godzin. Po drodze zwiedziliśmy Halicz ( rynek z Ratuszem i
pomnikiem władcy Rusi Halickiej króla Daniela, stary żelazny most o długości
312 m -zabytek inżynierii początku XX w., ruiny legendarnego zamku Kazimierza
Wielkiego z odbudowaną wieżą szlachecką). O godzinie 20.00 dojechaliśmy do
Stanisławowa na smaczną obiadokolację i nocleg w hotelu „Niva”.Wyjazd zorganizował Bartłomiej Jasiński z Krakowa i za pomocą elektronicznych środków komunikacji zaprosił zainteresowanych Kresami uczestników z Polski i zagranicy.
Dnia 2 maja po śniadaniu udaliśmy się do Czarnego Lasu w okolice wsi Pawełcze, by pomodlić się i zapalić znicze przy pomniku zamordowanych w sierpniu 1941 r. przez Gestapo Polaków stanowiących trzon polskiej inteligencji w Stanisławowie. Odwiedziliśmy również nekropolię w Demianowskim Lesie z cerkwią, której nie mogliśmy zwiedzić, gdyż trwały prace związane z wypompowywaniem z niej wody. Tam młoda Ukrainka opowiadała nam historię tego miejsca w wydaniu ukraińskim. Następnie udaliśmy się na Cmentarz Sapieżyński, najstarszą na Kresach nekropolię założoną w 1782 r., wyburzoną w 1980 r. a na jej miejscu powstał Park Pamięci oraz wybudowano hotel „Nadzieja”.
Dnia 3 maja władowaliśmy nasze bagaże do minibusa i po śniadaniu
ruszyliśmy w kierunku Kołomyi. Z okazji naszego święta państwowego i
kościelnego odśpiewaliśmy pieśni patriotyczne i maryjne. Po drodze
zatrzymaliśmy się w Otynii przed neoromańskim kościołem, dziełem architekta
Teodora Talowskiego, zbudowanego w latach 1902-1905. Prawie całe jego
przedwojenne wyposażenie zostało przez ludność polską wywiezione do Ligoty koło
Wrocławia, gdzie po wojnie osiedlili się mieszkańcy Otyni. Nazwa tej
miejscowości wywodzi się od słowa otyniony czyli otoczony (zamek Potockich był
otoczony wałem ziemnym). Widzieliśmy tam płytę nagrobną ojca Franciszka
Karpińskiego. W1992 r. kościół został zwrócony wiernym, jednak jego wyposażenie
jest obecnie bardzo skromne.
Podczas dalszej podróży wysłuchaliśmy historii Kołomyi, która rozwinęła
się w związku z odkryciem w pobliżu ropy naftowej. Miasto było
ważnym ośrodkiem handlu. Przy wjeździe do Kołomyi zatrzymaliśmy się przy
cmentarzu grekokatolickim i zwiedziliśmy należącą do najstarszych budowli tego miasta Cerkiew Zwiastowania NMP.
Następnie zajechaliśmy pod hotel „Pisanka”, w którym mieliśmy zarezerwowane noclegi.
Ponieważ byliśmy przed czasem rozpoczęcia doby hotelowej rozbiegliśmy się po mieście.
Chłonęliśmy atmosferę i urok tego miasta, oczarowani pięknymi budynkami i kamienicami. Po obiedzie
rozlokowaliśmy się w hotelu i po krótkim odpoczynku wyruszyliśmy całą grupą na
wędrówkę po mieście cesarskim. Bylimy pod ratuszem, zwiedziliśmy Muzeum
Historii Miasta Kołomyi, mijając po drodze kilka obiektów ciekawych architektonicznie oraz cerkwi, doszliśmy do cmentarza,
z którego wracaliśmy przez Park Miejski z Pomnikiem Mickiewicza i Plac Bohaterów do
hotelu. Z zakupionych po drodze produktów przygotowaliśmy wspólną kolację,
podczas której radości i humoru nie brakowało.
Rano następnego dnia po śniadaniu poszliśmy na targ zwiedzając po drodze Cerkiew Grekokatolicką pw.Św Józefa. Niektórzy dotarli do
Prutu. Po obiedzie grupa się rozdzieliła: 7 osób pojechało do Bohorodycza, 3
osoby do Peczeniżyna oraz 2 do Hołoskowa. Reszta grupy indywidualnie zwiedzała
miasto. Byliśmy z mężem w Muzeum Pisanki oraz Muzeum Narodowym Sztuki Ludowej
Huculszczyzny i Pokucia. Ekspozycja mieści się w 18 salach i prezentuje artystyczną obróbkę drewna, metali i skóry,
garncarstwo, tkactwo dekoracyjne i haft. Przed naszym hotelem odbywał się
koncert w wykonaniu różnych zespołów artystycznych w ramach Ogólnokrajowego Festiwalu „Pisanka”. Wysłuchaliśmy
występów kilku zespołów i utrwalili je na nagraniach. Poszliśmy jeszcze pod budynek
Teatru Dramatycznego i wrócili na kolację, po której opowieściom i emocjom
tych, którzy pojechali szukać grobów swoich przodków nie było końca. Radość i
emocje udzieliły się wszystkim. Największe wrażenie zrobiła opowieść ze
spotkania jednej z uczestniczek wycieczki z żyjącą ponad stuletnią koleżanką
jej mamy.
W niedzielę po śniadaniu wyruszyliśmy do Lwowa. Do tej pory pogoda nam dopisywała. Było słonecznie i ciepło. W nocy z soboty na niedzielę zaczął padać ulewny deszcz
W niedzielę po śniadaniu wyruszyliśmy do Lwowa. Do tej pory pogoda nam dopisywała. Było słonecznie i ciepło. W nocy z soboty na niedzielę zaczął padać ulewny deszcz
We Lwowie kropiło. Od Opery do Pomnika Mickiewicza szliśmy
pod parasolami. Przy wyjeździe z miasta mieliśmy poważną awarię busa i musieliśmy przesiąść
się do wynajętego busika, który zawiózł nas do Medyki na przejście dla pieszych. Staliśmy w
kolejce około 2 godzin. Po przejściu granicy wsiedliśmy do podstawionego, dzięki naszemu kierowcy,
autobusu do Krakowa. Po ilości stojących na przejściu samochodów oceniono, że
naszym busem odprawa trwałaby 13 godzin. Jak mawiała moja Mamusia: „nie ma nic złego, co by na dobre
nie wyszło”. I tak podróż sentymentalna do ziemi przodków zakończyła się 5 maja
2019 r. o godź. 23.30 w miejscu zbiórki.
Podczas wycieczki przeżyliśmy mężem moc wzruszeń. Z Halicza, z którego
wywodzi się mój ród, przywiozłam ziemię. W Stanisławowie zobaczyłam dom, który
w 1936 r. kupili moi Rodzice i który w 1946 r. musieli opuścić jadąc z Polski
do Polski. Ich zdaniem nie była to repatriacja tylko wygnanie. Dziękujemy
serdecznie organizatorowi za umożliwienie nam tego oraz za serdeczność i życzliwość typowo kresową. Jego sypane
z rękawa na każdą okoliczność dowcipy radowały nasze kresowe serca i
przypominały dom rodzinny. Mój ojciec był bardzo wesołym człowiekiem i „brał
życie za rogi”. Poznaliśmy tylu ciekawych ludzi. Szkoda, że przebywaliśmy ze
sobą tylko pięć dni. Myślę, że nawiązane kontakty zostaną utrwalone w ramach
działalności reaktywowanego Towarzystwa Kołomyjan.
Wspomnienia z podróży dnia 8 maja 2019 r.
spisała Maria (Lila) Krupska.
spisała Maria (Lila) Krupska.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz